Raczej spodziewałem się gry w stylu "buduj se chatkę, sr.aj do żółwiej skorupy i ruchaj wiewiórki", a tymczasem nie dość że tu fabuła jest zaszyta, to jeszcze sporo elementów... horroru?

Buduję se z tym głuchym schronienie, zbieramy patyki, ścinamy drzewa, robimy stojaki na kamyki, tak typowo survivalowo. Chłop se tam szuka surowców, ja wycinam krzaki żeby pod chałupą porządek był, cisza, spokój, tylko ku*wa grilla brakuje. Ściemniać się zaczęło, powoli zaczyna się robić atmosfera w stylu "ku*wa, krzaki się ruszajo, oczy majo, mamo ratuj".

Kelvin targa na plecach wielkie pniaki, ja w ch*ja walę udając że mu pomagam, a tu nagle...

GUGUŁIII UGA BUGA CH*J CH*J

Myślę se "ja piedole, co to jest". Nic nie widzę, tylko słyszę jakby ktoś spie*dalał. Włączam więc tryb "przyczajona świnia, ukryty knur" i podkręcam swoją czujność na 170 procent. Cicho się jednak zrobiło, chwila spokoju, więc dalej pielę grządki. I nagle ku*wa znowu...

KUKUŁIIII UGA CZAKA PIERD PIERD

I ku*wa baba goła z cycami biegnie i patykiem w ręce. Ja unik, j*b jej w mordę, ta coś tam bulgocze i spie*dala. Ja szybko dzida za nią, a ona na drzewo się wdrapuje, jak jakiś je*any szympans. I warczy jak pie*dolnięta. I znowu...

PARACH*JUZUU BLE BLE BLE

Zeskoczyła z drzewa, j*b mi w łeb z zaskoczenia, a że ja życia miałem mało, to padłem jak szmata. Leżę jak żul pod Biedronką w dzień powszedni, a nagle... ciemność. I się ku*wa budzę do drzewa przywiązany. I ta baba z cycami na wierzchu gdzieś tam w oddali. Nożem przeciąłem liny, złapałem za swój mandżur i spie*dalam. Myślałem że mnie cycata będzie gonić, ale chyba w szoku była i udało mi się uciec.

Wróciłem do swojej chałupy, ale teraz to kurna wszędzie z tymi swoim pomagierem chodzę, bo to strach głowę z domu wystawić. Nie dość że jakieś pokraki na czworaka po krzakach się chowają, to cycami można z góry dostać od jakiejś pojebuski. I teraz każdy trzask gałęzi sprawia że zaczynam okolicę przeczesywać.

Zaje bisty klimat to ma.